melisa
zatańcz ze mną
zanim dotkliwy chłód poranka zamrozi oddech szronem nocy
pobiegnę jeszcze w bryzgach światła popatrzę rudzielcowi w oczy
o jakaż cisza w leśnym parku wystudza ciepłych nut strumienie
czernieją głusze pośród głogów i dopalają się płomienie
dzikiego wina na opłotkach po białych murach na poddasze
wędrują poplamione palce i zaglądają przez judasze
ranki odziane mgłą i chłodem płyną przed siebie jak łabędzie
w srebrnej zatoce wykąpane; jeszcze przez chwilę tak tu będzie
nim się rozmyje ekspozycja wytarta białym puchem waty
zatrzymam liścia klosz zielony zabiorę żółcie i bławaty
|