Wiersze pochodzą z tomu:
Teofil Lenartowicz, Poezje, Wybrał i opracował Jan Nowakowski, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1968.


Spis treści:
Moje strony
Jaskółka [I]
Kalina
Duch sieroty
Jan Kochanowski
Zgaduj, zgadula
W albumie Jadwigi St...




Moje strony
Pola, gdzie żniwa w plony obfite
Stajami świecą, jak dojrzy okiem,
I łąki, wonnym kwieciem pokryte,
Wody, szumiące jasnym potokiem,
Słońce, co złotem gaje powleka,
Pełne uroku jak przyjaźń człeka:
Tam zeszedł błogo życia początek,
Tam jest mój luby rodzinny kątek.

Pod skrzydłem dębu, topoli piórem
Gromada ptasząt zaśpiewa chórem,
A w którą stronę wiater powiewa,
Słodka melodia w ucho się wlewa.
Pod drzewem domek dziada, pradziadka,
Tam mnie na ręku nosiła matka;
Wszystko się sercu tak mile śmiało,
Wszystko, com kochał, tam się zostało.

Cieniste wierzby rosną nad strugiem,
Dźwięczny skowronek buja nad smugiem
I nad mogiły krzyżackie lata
Śpiewać mieszkańcom dawnego świata;
A krzyż przy drodze, ten stróż poległych,
Znak przyszłej w życiu zmiany szczęśliwej,
Słucha skowronka pieśni rzewliwej
O czasach dawnych, szybko ubiegłych.

Pomnę, wieczorem, z czeladzią razem,
Śląc w niebo modły za szczęście dzieci,
Ojciec przed świętym klękał obrazem.
Dziś przy kościołku leży pod głazem,
Cichy jak miesiąc, co mu tam świeci,
Zimny jak wicher, gdy na grób leci.

Co chwila nowy obraz się sunie,
Co chwila nowe wspomnienie bieży;
Wnet deszcz rzęsisty z oka wylunie,
Piorun przez usta słowem uderzy.

Lecz po co skargi, wspomnienia moje,
Przy was myśl smutna niech ma pogodę,
Płyńcie mi, dawnych pamiątek zdroje,
Z wami, wesołe, taniec zawiodę.

Jeszcze mazura usłyszę w dali,
Kiedy go szczera dziatwa wywija,
Ujrzę, jak para parę omija,
Jak się w ich licach krew żywo pali.

Hej mi, dziewczyno hoża, urodna,
Z twarzą rumianą, kwiatkiem we włosach,
Gdy masz sierp jutro rzucić po kłosach,
Dzisiaj na tany pospiesz, swobodna!

Ale dziewczyna z dala ucieka
1 czegoś płacze - na coś narzeka.
Jutro ją znajdziesz, jak blask poranny,
U stóp ołtarza Najświętszej Panny,
A za kochanka, co gdzieś tam żyje,
Wianek ofiarny Bogu uwije.

Dalej, wspomnienia moje rodzinne,
Dalej, piosenki ciche, niewinne,
Grajcie mi jeszcze przeszłość kochaną,
W kwiatki rozkoszy świetnie przybraną.




Jaskółka [I]
Kiedy słońce zachodzi na świata suficie,
A gromada komarów ponad łąką dzwoni,
Wtenczas rzucam lepione moich gniazd ukrycie
I biegnę śpiewać sobie. Usiędę na dachu,
Małą główką pokręcę i powitam zorze,
I złocony obłoczek, co po niebie goni.
Potem do róży lecę i w łonie zapachu
Kąpię się jako nurek, gdy zwiedza wód łoże.

Spójrzę w strumyk i widzę mój obraz na spodzie,
Później w trzcinę pogonię, gdzie leciuchne puchy
Płynące po powietrzu, gdy skrzydełkiem wionę,
Jakby spłoszone nagle zerwały się duchy
I krążą, i wiją się w tę i ową stronę,
Niby dusze umarłych po rajskim ogrodzie.

To znów wracam do gniazdka przy wieśniaczym oknie.
Co usłyszę, to powiem - najprzód świerszcza w próchnie
I szmer liści olszyny, co na błotach moknie,
Szeleszczącej, jak tylko lekki wiater dmuchnie,
I Piszczałkę pastuszą. Jej echo po rosie
Daleko i daleko - aż do mnie przylata.
Ja lubię tę piszczałkę, bo w jej smutnym głosie
Jest coś jakby westchnienie do tamtego świata.

I umilkła piszczałka. Cóż więcej usłyszę?
Poświst żółwia na stawie lub szelest w sitowiu
I wietrzyk, co spokojnie między krzewy dysze.
I księżyc czysty, jasny sypie światło w nowiu.
Ha, piosneczka pod oknem, piosneczka tak miła,
Że gdyby nawet anioł tłumem cudnych tonów,
Które wyrzuca z lutni przed potężnym Bogiem,
Chciał walczyć o pierwszeństwo, taką by nie była:
Bo pieśń ta jest wspomnieniem, i - wspomnieniem błogiem.




Kalina
Rosła kalina z liściem szerokiem,
Nad modrym w gaju rosła potokiem,
Drobny deszcz piła, rosę zbierała,
W majowym słońcu liście kąpała,
W lipcu korale miała czerwone,
W cienkie z gałązek włosy wplecione.
Tak się stroiła jak dziewczę młode
I jak w lusterko patrzyła w wodę.
Wiatr co dnia czesał jej długie włosy,
A oczy myła kroplami rosy.
U tej krynicy, u tej kaliny
Jasio fujarki kręcił z wierzbiny
I grywał sobie długo, żałośnie,
Gdzie nad krynicą kalina rośnie,
I śpiewał sobie: dana! oj dana!
A głos po rosie leciał co rana.
Kalina liście zielone miała
I jak dziewczyna w gaju czekała,
A gdy jesienią w skrzynkę zieloną
Pod czarny krzyżyk Jasia złożono,
Biedna kalina znać go kochała,
Bo wszystkie swoje liście rozwiała,
Żywe korale rzuciła w wodę.
Z żalu straciła swoją urodę.




Duch sieroty
Idzie sobie pacholę
Przez zagony, przez pole:
Wielki wicher, ulewa,
A to idzie, a śpiewa.

Wyszedł z gaju gajowy
I ozwie się w te słowy:
- Taka bieda na dworze,
A ty śpiewasz, niebożę?

- Oj, długo ja płakała,
Gdy mię nędza wygnała,
Gdy ja, biedna sierota,
Drżąca stała u płota;
Aż raz w nocy niedzielnej
Przy dzwonnicy kościelnej
Mróz wszelakie czucie ściął
I Pan Jezus duszę wziął:
Jedna zimna mogiła
Moją biedę skończyła.
Siwy dziad mnie pochował,
On mnie płakał, żałował,
On mnie ubrał w sukienki
Do tej zimnej trumienki;
Teraz nic mi nie trzeba,
Idę sobie do nieba.

- O sieroto! o dziecię!
Nic ci nie żal na świecie?
- Żal mi jeno tej łąki,
Gdzie fijołki i dzwonki;
Żal mi słońca w zachodzie,
Kiedy świeci na wodzie,
I fujarki wierzbowej
Znad zielonej dąbrowy.




Jan Kochanowski
Łaskawe życia naszego szafarki,
Ciągną nić złotą pracowite Parki,
Na wrzecioneczkach żywo namotają,
Dni nasze w złote kłębki nawijają.

A gdy już przędzy nie stanie srebrzystej,
'To przetną pasmo i w drodze wieczystej
Wnet się człek ujrzy; ten szczęśliwy zasię,
Kto żył dla ludzi dobrze w swoim czasie.
I jako na świat przyszedł - tak i schodzi,
Czysty, jako się sprawiedliwym godzi,
A świat był jemu płomieniem ognistym,
Z którego żywot jak żelazo czystym
Wypłynął w wieczność, tam, gdzie ojce, dziady
Przeszli. po cichu - na wspólne narady.

Zielona lipo moja, w której cieniu
Siadam i słonecznemu kryję się promieniu;
Jakże to wiele z tobą rozmawiałem,
Jakże to różne myśli wyśpiewałem,
Za każdą - złotą struną potrącając;
Aże przegrałem życie, wdzięcznie grając.
Mogłem ci wprawdzie w zbroi, przypasany
Do miecza rycerz - i między dworzany
Stanąć królewskie. Lecz ty, lipo moja,
I ty mi, gęśli, milsząś niźli zbroja!

Śpiewak też równie myślą sprawy ima:
I świat mu cięży jak hełm nad oczyma,
Za poczciwości chroniąc się pawężą
Tnie prawdę mieczem - aż smoki polężą,
Albo zapaśnik legnie - wszędy boje.
Walczy, kto ima lutnię, jak i zbroję.
I świat jednako nagradza też one,
Liście na głowę wkładając zielone.
Tak nad mieczowym greckim bohaterem,
Jako nad ślepym śpiewakiem Homerem
Jedno, lauru liście skroń obwiodły;
Ziemia cóż ludziom da? - jeno chwast podły.
Pod cienie lipy mojej, gościu pożądany,
Spiesz się, tu cię pokrzepi mój dzban polewany,
Złota przywita lutnia i ubogie progi,
I kwiaty mego sadu, a domowe bogi
Sen ci spuszczą przyjemny - aż cię zbudzą z rana
Na gołębniku ptaki i klekot bociana
Lub wierzbowa fujara... Gościu mój kochany,
Usiądź ze mną za stołem i wianek różany
Przyjmij - fraszka ziemskie rzeczy,
Byle ojców obyczaj szczerze mieć na pieczy
I stare "kochajmy się" rad zawsze wspominać,
I umieć sobie z Bogiem i szablą poczynać.
Toć wszystko - więcej człowiek uczynić nie może,
Tępy ma wzrok, by odgadł dziwne sądy boże.
Więc się cieszmy nadzieją, chwytajmy sny złote,
Że nam naszą poczciwość i ojcowską cnotę
Nagrodzą - choćby płoche te sny były,
I Praw-li, komu się one na świecie przyśniły.

Pójdź, gościu, w moje progi, otwarte ci wrota,
I wita cię stara prawość i stara prostota,
Zrzuć zbroje i rumaka pachołkowi oddaj,

A zwyczajom się naszym staropolskim poddaj!
Chcemy sobie być radzi,
Rozkaż, panie, czeladzi,
Niechaj na stół dobrego wina przynaszają,
A przy tym w złote gęśle albo w lutnię grają!




Zgaduj, zgadula
Będziesz miał własną chatę,
Na święto modrą szatę,
Owieczki z białą wełną,
W izbie obrazów pełno,
Pszenicę na zagonie,
A pod chatą jabłonie.

Najpiękniejsza dziewczyna,
Której by nie przyganił
W poczciwości sam anioł,
Jak lilija jedyna,
Usta, jakby dwie wiśnie,
Do ust twoich przyciśnie.

Samo szczęście do ciebie
Przyjdzie drzwiami, oknami,
Kominem i dziurami;
Nie zabraknie na chlebie
Ni na ludzkiej przyjaźni,
Nikt nad ciebie pokaźniej
Nie wystroi się, suciej,
Ani w tańcu obróci --
Jeśli zgadniesz, zgadula,
Gdzie złota kula.

- Ej, to pewnie w tym ręku.
- Nie - nie zgadłeś, Jasieńku.

Zgaduj jeszcze raz drugi:
Już nie będziesz bogaty,
Nie dorobisz się chaty.
Nie twoje woły, pługi
Ni dziewczyna, Jasiu mój;
Ale pałasz jeszcze twój
I przyjaciel wierny,
I Bóg miłosierny --
- Jeśli zgadniesz, zgadula,
Gdzie złota kula.

- Ej, to pewnie w tym ręku!
- Nie - nie zgadłeś, Jasieńku.

Zgaduj jeszcze raz trzeci;
Jeszcze tylko ci świeci
Miesiąc, gwiazdy i słońce
I złocą się dąbrowy,
I szumi bór sosnowy,
I fujarka na łące
Przygrywa główce twojej,
Jeszcze przy tobie swoi.

Znajomych ludzi siła
I na kochanej ziemi
Pod brzozami białymi
Jedna cicha mogiła,
Na której z każdą wiosną
Nieśmiertelniki rosną --
Jeśli zgadniesz, zgadula,
Gdzie złota kula.

- Ej, to pewnie w tym ręku!
- Nie - nie zgadłeś, Jasieńku.

Oj, smutna twoja dola,
Bogdajbyś się nie rodził!
Zostać tobie nie wola:
Śród obcych będziesz chodził.
I w noc, i we dnie
Łzy z ócz popłyną,
Uśmiechy zginą
I liczko zblednie;
Będziesz samotny,
Zbrzydnie ci świat
Jak w porze słotnej
                   Kwiat.




W albumie Jadwigi St...
I otóż karta jak step śnieżny, biały,
Na który zlecieć mają liter wrony
Albo jak wróble na dach śniegiem cały
Pokryty w zimie - lub jak nad zagony
Czarne lecące w świat ostatnie z liści...
Karto albumu biała, żal mi ciebie
I że cię słowo moje zanieczyści...
Nie, zostań białą. Słowo cofam w siebie.

Więc cię, o karto albumu, nie splamię
Żadną poezją, która szczęście kłamie,
Jakiego w życiu nie ma. W mózgu jedno
Te się światełka zapalają, świecą,
A kiedy nowe buchną - dawne zbledną,
Inne jak z bagnisk wodorody lecą,
Jakoby dusze umarłych, nad bagna,
Pokąd realność w nicość je nie zagna.

Ani na tobie śladu nie zostawię
Wspomnień, którymi serce sobie krwawię,
Ani przyszłości stawię horoskopu:
I tylko krzyżem, jak przystało chłopu,
Który krzyż dźwiga i krzyżem się pisze,
Podznaczę imię lub jak zero - zerem.

I tak poruszę ręką nad papierem,
Jak gdybym lutni strun przerywał ciszę
Próbując pieśni zgłuchłej, zapomnianej,
I skończę, żeby nie otwierać rany
Nutą znajomą, zwodniczą, okrutną,
O serc wielkości nutą arcysmutną.

Zostawiam ciebie, o karto, dla młodzi,
Dla której co dzień piękne słońce wschodzi,
Pękają kwiaty i Amor się śmieje,
Którym z pełnego radość nektar leje,
Na kryształowe wabi przyszłość tonie,
Przyjaźń otacza, sława klaszcze w dłonie.

Szczęśliwych ręka niechaj w tym albumie
W pogodną chwilę szczęście Pani wróży.
Podróżnik ciemnej, burzliwej podróży
O szczęściu mówić nie chce czy nie umie.

Oni wysnują szereg liter złoty
I kart białości chmurami się skażą;
Takich z pogodną słuchać będziesz twarzą,
Z dala od moich przeczuć i tęsknoty...

A kiedy skończą, oko twe powróci
Chętnie na kartę, co twą piękność chwali,
Do myśli, która z życiem się nie kłóci,
Do gwiazdy, co się wciąż spokojnie pali.

Widziałem sfery te dziś zaszłe chmurą,
Noc mnie otacza ciemna. Składam pióro
Jak żagiel biały nad wodą burzliwą...

Z szczęśliwych gronem, Pani, bądź szczęśliwą.
^ do góry   
Strona istnieje od czerwca 2002 r. © Copyright Zespół 2002-2006.
Teksty są własnością autorów. Kopiowanie wyłącznie za zgodą autorów.
south beach Depresja