Norman McCaig, szkocki poeta piszący po angielsku urodzony w 1910 roku, przez krótki czas związany z ugrupowaniem "Nowa Apokalipsa". W roku 1990 ukazuje się tom "Collected Poems", w którym znajdziemy 700 jego wierszy powstałych w ciągu 40 lat twórczości. Nie mniej ważnym wydarzeniem dla autora wydaje się być ukazanie wyboru wierszy w prestiżowej serii Penguin Modern Poets. Rok po śmierci poety (1997) do rąk czytelników trafia tom zatytułowany "Selected poems". Na okładce książki widzimy autora wpatrzonego gdzieś poza kadr.
-------------------------------------
Mglista noc
Rozkładamy na stole zastawę do podwieczorku
i włączamy telewizor na Wiadomości.
Patrzę na brązowy imbryczek, jakbym spodziewał się,
że zagdaka.
Noc ciąży miastu.
Światła walczą, a syrena mgłowa
w Zatoce cierpi.
Lecz przestrzeń, dobra przestrzeń nie opuszcza nas.
To w niej s trudem człapie czas nad kominkiem,
a płatek opada na stół.
Linia jego upadku rozdziela
miliony lat przeszłych
od milionów, które nadejdą.
(przeł. Andrzej Szuba)
-------------------------------------
- Nie nalegaj. I tak ci nic nie powiem - tajemniczy uśmiech Mano tonął wprost w okruszkach świeżych ciasteczek.
Erlo nie odrywał wzroku od płótna.
- Wiem, wiem. Zaraz powiesz, że to cię wcale nic a nic nie interesuje. I będziesz się godzinami wpatrywał w swój obraz. Ale ja czuję. Nie oszukasz mnie Erl. Przyznaj się, chcesz wiedzieć, prawda?
"To dobry dzień na kolor żółty - niebo bezchmurne" rozmyślał Erlo obserwując z uwagą nakładaną właśnie kolejną warstwę farby. Faktura i kolor, zdumiewająca relacja, zderzenie dwóch światów podporządkowanych jednemu celowi. To co widoczne i co wyczuwalne spotyka się na tak niewielkiej przestrzeni. A może należałoby powiedzieć: w tak niewielkiej przestrzeni. Ciekawe, w brzmieniu, jest złożenie słowne 'harmonia kolorów'. Ileż zbieżności odkrywa ten twór między sferą barw i dźwięków - zjawisk z pozoru nieprzystawalnych.
- Dobra! Wygrałeś! Ale musisz przyznać, że przetrzymałem cię troszeczkę, co? A więc tak. Zaraz po zniknięciu mnicha... Ja tam nie wierzę, że ktoś go pożarł. Po prostu, facet coś odkrył, tym układaniem, zwinął interes i zaszył się gdzieś głęboko. Zresztą, nie tylko ja tak pomyślałem, bo po kilku dniach znikła także ta góra kamieni, co leżała przy pieczarze. Mówiono, że w okolicy pojawili się amatorzy różnych układanek i rebusików. A z nimi - możni mecenasi. Pieczara i cały teren wokół niej został ogrodzony. Straż dzień i noc czuwała nie dopuszczając nikogo na odległość wzroku. A układacze układali.
- Według wzoru?
- Sęk w tym, że nikt nie miał żadnego wzoru. Liczono na to, że jakoś się to ułoży. No wiesz, kamień do kamienia, pasuje albo nie. Po kilku latach wywalono wszystko do jeziora, a pieczarę zapchano mułem i ziemią. Aaa, byłbym zapomniał. Pamiętasz ten ostatni obraz, jak on się nazywał? Los? Spadł mi na podłogę wyrywając przy okazji kawał tynku.
[Telik]
Autor:polonika734@poczta.onet.pl (polonika734@poczta.onet.pl)
Temat:Re: # spiski i plotki 009
Grupy dyskusyjne:pl.hum.poezja
Data:2003-03-04 21:25:04 PST
Mglista noc
Rozkładamy na stole zastawę do podwieczorku
i włączamy telewizor na Wiadomości.
Patrzę na brązowy imbryczek, jakbym spodziewał się,
że zagdaka.
Noc ciąży miastu.
Światła walczą, a syrena mgłowa
w Zatoce cierpi.
Lecz przestrzeń, dobra przestrzeń nie opuszcza nas.
To w niej s trudem człapie czas nad kominkiem,
a płatek opada na stół.
Linia jego upadku rozdziela
miliony lat przeszłych
od milionów, które nadejdą.
(przeł. Andrzej Szuba)
Na litość Boską, co to jest "zagdaka" i jaka to jest "mgłowa" syrena?
Polonika
P.S. I read this translation wid a great difficulty.
Autor:elka-one (e_lipinska@box43.pl)
Temat:Re: # spiski i plotki 009
Grupy dyskusyjne:pl.hum.poezja
Data:2003-03-05 02:01:09 PST
Rzeczywiście groza! Nie znam oryginału, więc nie będę się wypowiadać co do zasadności użycia tego słowa w ogóle, ale jeśli by założyć, że jest użyte w zgodzie z treścią, mogłoby być co najwyżej "zagdacze", nigdy "zagdaka'. A "syrena mgłowa" (!) wymagałaby rozsądnego przełożenia, bo syrena latarni morskiej, o którą, jak sądzę, chodzi, nie ma chyba a języku polskim określonej nazwy. "Mgłowa" brzmi koszmarnie (już lepiej brzmiałoby "przeciwmgielna", ale w potocznym języku, nie w wierszu).
Autor:Magdalena (magdalenaelzbieta@(spamout)poczta.onet.pl)
Temat:Re: # spiski i plotki 009
Grupy dyskusyjne:pl.hum.poezja
Data:2003-03-04 23:18:18 PST
Kochany Teliku,
nie doprowadzaj mię do bólu zębów podając, po raz kolejny, takie straszne tłumaczenia!!!! ;-(
Jeśli masz dojście do oryginału, proszę bardzobardzo o przesłanie, spróbuję jakoś uratować ten wiersz - bo bije okropnie po wrażliwości językowej "zagdaka", "syrena mgłowa" (już Polonika zwróciła uwagę), ale nie tylko... Całość jest wyrafinowanym świadectwem tak zwanej "znajomości" języka angielskiego, jaką zdobywa przeciętny anglista, który nie za bardzo interesował się w liceum lekcjami języka polskiego, a na studiach uważał, że zajęcia z historii literatury, gramatyki kontrastywnej i twórczego pisania są stratą czasu. Potem ja tracę czas na czytanie takich tłumaczeń.
Rozgoryczona do głębi
Magdalena
PS - no! żeby mi to było ostatni raz! ;-)
Autor:Telik (telik@glogow.um.gov.pl)
Temat:Re: # spiski i plotki 009
Grupy dyskusyjne:pl.hum.poezja
Data:2003-03-05 06:19:45 PST
Moje Drogie Panie: Elko-one, Magdaleno, Poloniko (w kolejności alfabetycznej). Przepraszam, że jednym postem chcę zbyć wszystkie Panie, ale problematyka dotyczy jednej materii: tłumaczenia i poniekąd języka. Post Magdaleny - wydaje mi się - zawiera największą dawkę oburzenia, więc postanowiłem moje skromne wyjaśnienia podpiąć w tym miejscu.
Kochany Teliku,
nie doprowadzaj mię do bólu zębów podając, po raz kolejny, takie straszne tłumaczenia!!!! ;-(
Dlaczego uważasz, że po raz kolejny? [O tym, jakie to tłumaczenie tłumaczyć się będę nieco później] Pamiętam, że wnosiłaś pewne uwagi do tłumaczenia wiersza Johna Berrymana "Obrazki z Elspeth". Wtedy, przez zwykłe roztargnienie, nie zamieściłem nazwiska tłumacza pod wierszem. Później - naprawiając błąd - napisałem: Piotr Sommer. Zaznaczam, że nie jestem żadnym specjalistą, ani nie posiadam szerokiej wiedzy dotyczącej samej sztuki translatorskiej oraz ich mistrzów. Lecz - byłem pewien - że w przypadku p. Piotra Sommera mam do czynienia nie tylko z wielkim znawcą tzw. literatury angielskojęzycznej, ale także tłumaczem_fachowcem specjalizującym się w przekładach utworów literackich właśnie, na którym mogę polegać, jak na przysłowiowym Zawiszy.
A jak się ma sprawa w przypadku p. Andrzeja Szuby. Tu mamy do czynienia z tłumaczem i poetą urodzonym w 1949 roku. Autorem tomików poetyckich: "Karnet na życie" (1976), "Wejście zapasowe" (1980), "Na czerwonym świetle" (1983), "Postscripta" (1986) [...] "Ostatni 50 strzępów" (2001).
Kogo przekładał na język polski? M.in. A. Ginsberga, F.E. Morgana, E.L. Mastersa, E. Pounda i innych. Tłumaczył także Walta Whitmana ("Pieśń o mnie") dla Teatru Polskiego Radia. I tu również obdarzyłem autora przekładu zaufaniem. I wydaje mi się, że były ku temu przesłanki.
Jeśli masz dojście do oryginału, proszę bardzobardzo o przesłanie, spróbuję jakoś uratować ten wiersz - bo bije okropnie po wrażliwości językowej "zagdaka", "syrena mgłowa" (już Polonika zwróciła uwagę), ale nie tylko...
No właśnie. W sprawie tłumaczenia nic nie mogę. Po pierwsze, nie mam oryginału, po drugie moja znajomość angielskiego (choć z dnia na dzień coraz większa :) ) wystarczy na razie, by w miarę bezbłędnie przetłumaczyć metkę od kredek świecowych. Ale. Czytając uważnie Wasze posty (zwłaszcza Elki i Poloniki) - wydaje mi się - że sprawa dotyka także w jakiejś mierze języka polskiego (poetyckiego). A tu już mogę słów parę. Zaznaczam wszakże, że też w formie gdybań.
Postawiłem problem następująco: co by było, gdyby jakiś polski poeta, Norman McCaig napisał wiersz taki oto wiersz:
Mglista noc
Rozkładamy na stole zastawę do podwieczorku
i włączamy telewizor na Wiadomości.
Patrzę na brązowy imbryczek, jakbym spodziewał się,
że zagdaka.
Noc ciąży miastu.
Światła walczą, a syrena mgłowa
w Zatoce cierpi.
Lecz przestrzeń, dobra przestrzeń nie opuszcza nas.
To w niej s trudem człapie czas nad kominkiem,
a płatek opada na stół.
Linia jego upadku rozdziela
miliony lat przeszłych
od milionów, które nadejdą.
Na ile zbulwersowałyby mnie wymienione przez Was formy "zagdaka" i "syrena mgłowa".
'Zagdaka'. Załatwmy na wstępie sprawy poprawnościowe. Otóż, obie formy III os. l. poj. są poprawne. Sprawdzałem w kilku słownikach. A więc zarówno 'zagdacze', jak i 'zagdaka'. Nie zauważyłem także żadnych kwalifikatorów (stan z końca lat 90.), a więc formy nie tylko poprawne, ale i równouprawnione. Dlaczego tłumacz wybrał właśnie 'zagdaka'? Tu mogę tylko gdybać. Kwestia brzmienia słowa ('zagdacze' wydaje się być bardziej mocne, dynamiczne; 'zagdaka' bardziej spokojne, nie wybijające się na pierwszy plan). Węziej, rozważania onomatopeiczne: dźwięk wydobywającej się pary z imbryczka i dźwięk 'zagdacze' mogłyby za mocno kontrastować - a w związku z tym czytelnik mógłby mieć wrażenie, że to jedno z najistotniejszych miejsc w wierszu. Itd.
'Syrena mgłowa' - dla mnie to klasyczny przykład tworzenia nowego pojęcia na potrzeby świata przedstawionego w oparciu o pojęcie już istniejące. 'Syrena mgłowa' to nie syrena, która ostrzega przed mgłą (a więc Elu, nie
'przeciwmgielna'), ani syrena umożliwiająca nawigację, poruszanie się we mgle. To syrena mgłę wywołująca. Zamieniamy skutek z przyczyną. Syrena buczy - pojawia się mgła. Jakby to urządzenie zostało specjalnie do tego celu stworzone. Wyobraźmy sobie: słyszymy syrenę, wyglądamy przez okno, a tam mgła.
PS - no! żeby mi to było ostatni raz! ;-)
P.s. Przedostatni :).
Autor:misiomisio@buziaczek.pl (misiomisio@buziaczek.pl)
Temat:Re: # spiski i plotki 009
Grupy dyskusyjne:pl.hum.poezja
Data:2003-03-05 08:36:09 PST
"syrena mgłowa" to syrena służąca do nadawania "sygnałów mgłowych" - tak i nie inaczej. Aż sprawdziłem wiedzę starego marynarza pod ciężarem Państwa oburzenia: SJP, Szymczak, PWN, '92, 150.
Państwo może z Południa? Szkot pisał, u Szkotów nawet Highlander z foghornem obeznany :-)
Pani Magdaleno, jak Pani rozpoznaje, że tłumaczenie "straszne" bez znajomości oryginału? "Ratowanie" surowej McCaigowskiej stylistyki tak mnie zainteresowało, że służę innym słynnym - "Visiting Hour" - może Pani się skusi na popis?
The hospital smell
combs my nostrils
as they go bobbing along
green and yellow corridors.
What seems a corpse
is trundled into a lift and vanishes
heavenward.
I will not feel, I will not
feel, until
I have to.
Nurses walk lightly, swiftly,
here and up and down and there,
their slender waists miraculously
carrying their burden
of so much pain, so
many deaths, their eyes
still clear after
so many farewells.
Ward 7. She lies
in a white cave of forgetfulness.
A withered hand
trembles on its stalk. Eyes move
behind eyelids too heavy
to raise. Into an arm wasted
of colour a glass fang is fixed,
not guzzling but giving.
And between her and me
distance shrinks till there is none left
but the distance of pain that neither she nor I
can cross.
She smiles a little at this
black figure in her white cave
who clumsily rises
in the round swimming waves of a bell
and dizzily goes off, growing fainter,
not smaller, leaving behind only
books that will not be read
and fruitless fruits.
--------------------------------------------------------------------------------
Poem © Copyright Norman McCaig
Autor:Telik (telik@glogow.um.gov.pl)
Temat:Re: # spiski i plotki 009
Grupy dyskusyjne:pl.hum.poezja
Data:2003-03-05 09:04:03 PST
"syrena mgłowa" to syrena służąca do nadawania "sygnałów mgłowych" - tak i nie inaczej. Aż sprawdziłem wiedzę starego marynarza pod ciężarem Państwa oburzenia: SJP, Szymczak,PWN, '92, 150.
Faktycznie:
http://wiem.onet.pl/wiem/012926.html .
Ja jednak dalej będę upierał się przy tym, że pojęcie to ('syrena mgłowa') zostało częściowo przedefiniowane na potrzeby świata przedstawionego wiersza. I podobnie jak imbryczek, syrena mgłowa stała się 'producentem' mgły na potrzeby 'mglistej nocy'.
Pozdrawiam, dziękując za głos znad morza, Telik.
Autor:Magdalena (magdalenaelzbieta@(spamout)poczta.onet.pl)
Temat:Re: # spiski i plotki 009
Grupy dyskusyjne:pl.hum.poezja
Data:2003-03-05 11:47:50 PST
misiomisio
Pani Magdaleno, jak Pani rozpoznaje, że tłumaczenie "straszne" bez znajomości oryginału? "Ratowanie" surowej McCaigowskiej stylistyki tak mnie zainteresowało, że służę innym słynnym - "Visiting Hour" - może Pani się skusi na popis?
The hospital smell
combs my nostrils
as they go bobbing along
green and yellow corridors.
(...)
Szpitalny zapach
przeczesuje mi nozdrza
podrygujące w takt kroków
przez zielone i żółte korytarze
Wtoczony do windy
zesztywniały kształt odlatuje
w kierunku nieba.
Nie będę czuł, nie będę
nic czuł póki
nie będę musiał.
Pielęgniarki chodzą lekko, szybko
tam i owędy, tędy i tu,
to cud, że ich szczuplutkie talie
są w stanie dźwigać
taki ból, tyle
śmierci, a oczy
nadal jasno patrzą
po tylu pożegnaniach.
Oddział 7. Leży złożona
w białej jaskini zapomnienia.
Uwiędła dłoń
drży na łodydze ramienia. Ruch oczu
pod przytłaczającym
ciężarem powiek. W ramię odarte
z koloru wbito szklany kieł,
co nie pożera a żywi.
Odległość między nami
kurczy się, aż w końcu pozostaje
tylko granica bólu której żadne z nas
nie potrafi przekroczyć.
Ona ciut się uśmiecha, gdy widzi
w swej białej jaskini tę czarną postać
co niezgrabnie wstaje
pośród rozedrganych koliście fal dzwonka
i odchodzi na niepewnych nogach, blaknąc,
nie malejąc, pozostawiając jej tylko
książki nie do czytania
i bezowocne owoce.
Próba: Magdalena
"a teraz możecie mnie zjeść" - cytat
Autor:elka-one (e_lipinska@box43.pl)
Temat:Re: # spiski i plotki 009
Grupy dyskusyjne:pl.hum.poezja
Data:2003-03-05 14:50:04 PST
Ze smakiem. :-)
Nie znam oryginału, więc odnieść się nie mogę. Tłumaczenie wydaje mi się jednak bardzo sprawne i wiersz w Twoim przekładzie podoba mi się bardzo.
Autor:wilczysko (jacekf@core.pl)
Temat:Re: # spiski i plotki 009
Grupy dyskusyjne:pl.hum.poezja
Data:2003-03-05 06:40:06 PST
Mglista noc
Rozkładamy na stole zastawę do podwieczorku
i włączamy telewizor na Wiadomości.
Patrzę na brązowy imbryczek, jakbym spodziewał się,
że zagdaka.
(...)
[Norman McCaig]
(przeł. Andrzej Szuba)
Poszukam jednak oryginału. Przyznam że to tłumaczenie nie oburzyło mnie językowo. Potraktowałem pierwszą strofkę jako stylizację pisaną językiem swojskim a niezobowiązującym ['włączyć telewizor na coś' - toż to potoczność czystej wody, nie sądzę by przypadkowa].
Znacznie bardziej męczy mnie składnia wiersza, bo tłumaczenia wersów wywołują we mnie wrażenie kalki. Nie przyczepię się jednak do tłumaczenia dopóki nie znajdę oryginału. Poza tym lubię Szkotów.
w.
Autor:Magdalena (magdalenaelzbieta@(spamout)poczta.onet.pl)
Temat:Re: # spiski i plotki 009
Grupy dyskusyjne:pl.hum.poezja
Data:2003-03-05 10:24:20 PST
Nie mam nic do Szkotów ani też tego konkretnie McCaiga, natomiast tłumaczenie na milę pachnie mi kalkomanią językową. Jest zwyczajnie niezgrabne. Jestem tłumaczką pol/ang/pol i sądzę, że jestem w stanie wyczuć dobroć bądź nie tłumaczenia nawet nie znając oryginału. "Po owocach ich poznacie ich".
Co do "Visiting Hour" - nie obiecuję szybkiej reakcji, bo wiersz jest wielokrotnie dłuższy i trudniejszy od tego z Syreną. Na pewno jednak nie zlekceważę wyzwania, choć temat szpitalny bardzo mi nie pasuje ze względu na osobiste, traumatyczne przeżycia.
I jeszcze coś: gdyby "Mglista noc" była (w zacytowanej wersji) wierszem polskim - nie obejrzałabym się za nim nawet na pustej ulicy. Sądzę też, że nazwisko tłumacza niczego nie gwarantuje. Niestety. Tłumacz przy każdej robocie sprawdza się na nowo - i na nowo może dać plamę.
Pozdrawiam serdecznie!
Choć krytycznie ;-)
Magdalena
Autor:Telik (telik@glogow.um.gov.pl)
Temat:Re: # spiski i plotki 009
Grupy dyskusyjne:pl.hum.poezja
Data:2003-03-05 11:02:58 PST
Magdalena:
[...]
I jeszcze coś: gdyby "Mglista noc" była (w zacytowanej wersji) wierszem
polskim - nie obejrzałabym się za nim nawet na pustej ulicy.
Poważnie? Czy to tylko figura erystyczna?
Sądzę też, że nazwisko tłumacza niczego nie gwarantuje. Niestety. Tłumacz przy każdej robocie sprawdza się na nowo - i na nowo może dać plamę.
Czyli nie zakładasz [po prostu] pewnej uczciwości zawodowej tłumacza? Czyli każdemu zdarza się popisać "tak zwaną 'znajomością' języka angielskiego, jaką zdobywa przeciętny anglista który nie za bardzo interesował się w liceum lekcjami języka polskiego, a na studiach uważał, że zajęcia z historii literatury, gramatyki kontrastywnej i twórczego pisania są stratą czasu"?
Pozdrawiam serdecznie!
Choć krytycznie ;-)
Nie mniej krytycznie i nie mniej serdecznie.
Telik.
Autor:Magdalena (magdalenaelzbieta@(spamout)poczta.onet.pl)
Temat:Re: # spiski i plotki 009
Grupy dyskusyjne:pl.hum.poezja
Data:2003-03-05 12:05:38 PST
Telik:
Poważnie? Czy to tylko figura erystyczna?
Poważnie.
Sądzę też, że nazwisko tłumacza niczego nie gwarantuje. Niestety. Tłumacz przy każdej robocie sprawdza się na nowo - i na nowo może dać plamę.
Czyli nie zakładasz [po prostu] pewnej uczciwości zawodowej tłumacza? Czyli
każdemu zdarza się popisać "tak zwaną 'znajomością' języka angielskiego,
[...]"
Zbyt wielu znam tłumaczy - niestety. Chodzenie na łatwiznę jest w tym zawodzie tak nagminne, że to aż boli. Niestety. Nawet wśród Największych.
A i słowa wodzą za nos - nawet Największych. I miraż posiadanego doświadczenia, które nieraz jest bardziej przeszkodą, niż atutem. Pewne rzeczy zaczynają się nagle wydawać takie proste - a to one są właśnie najtrudniejsze. I najłatwiej się na nich rozłożyć.
Wysłałam Visiting Hour - zapomniałam nota bene przetłumaczyć tytuł (Godzina odwiedzin) - jest to wersja wstępna, mam świadomość kilku miejsc, których można się czepnąć, ale wolałam nieco zmienić formę (z zachowaniem sensu) niż robić niezgrabne kalki językowe. Mam nadzieję, że da się czytać bez uczucia dyskomfortu językowego - i z zachowaniem empatii szpitalnych odwiedzin. Zapraszam do ewentualnej dyskusji.
Pozdrawiam serdecznie
Magdalena :-)
PS alem wsadziła kij w mrowisko!
Autor:Telik (telik@glogow.um.gov.pl)
Temat:Re: # spiski i plotki 009
Grupy dyskusyjne:pl.hum.poezja
Data:2003-03-05 13:04:21 PST
Gdzie tam w mrowisko. W oko ten kij wsadziłaś, w oko i to moje, prawe :).
A poważnie, poczułem pewien niepokój (powiedziałbym nawet delikatny lęk), ja - skazany na tłumaczenia. Taki stan patrzenia jednym okiem właśnie (a lewe mam jakieś lewe). Choć z drugiej strony trudno mi uwierzyć, że np. p. Zofia Chądzyńska mogłaby mnie w tak bezczelny sposób oszukać.
Pozdrawiam, troszku nerwowo skrzypiący na krześle, Telik.
Autor:Magdalena (magdalenaelzbieta@(spamout)poczta.onet.pl)
Temat:Re: # spiski i plotki 009
Grupy dyskusyjne:pl.hum.poezja
Data:2003-03-05 13:33:32 PST
Ja też mam lewe oko lewe, więc się nie przejmuj zanadto! ;-)
Ale faktycznie, każdy przekład to taki ryzyk-fizyk. Eksperyment na czytelniku. Jedyna, choć podstawowa, różnica pomiędzy dobrym a złym tłumaczem (w sensie rzetelności, bo zakładam, że język zna i jeden, i drugi) polega na tym, że dobry tłumacz stara się w miarę swoich możliwości, by eksperyment był ciekawy i przebiegał zgodnie z intencją autora oryginału. "Intencja" jest tu słowem kluczowym. Żaden przekład nie jest tożsamy z oryginałem, może co najwyżej wywołać tożsame (albo ekwiwalentne) odczucia u czytelników po jednej i po drugiej stronie. A wiesz, jak się okropnie poczułam, kiedy ostatnio czytałam dzieciom "Alicję w krainie czarów" i musiałam przyznać, że Słomczyński dał w przekładzie przeogromną plamę? A dawniej tak mi się jego tłumaczenie podobało! ;-(
Choć z drugiej strony trudno mi uwierzyć, że np. p. Zofia Chądzyńska mogłaby mnie w tak bezczelny sposób oszukać.
Wiesz, mam wrażenie, że literatura anglojęzyczna ma szczególne "szczęście" do niezbyt udanych tłumaczeń - może dlatego, że praktycznie każdy zna ten język i wielu wydaje się, że znajomość angielskiego równa się umiejętności tłumaczenia z tego języka. Jakby brakowało tu wyczucia językowego, jakiejś elastyczności, umiejętności przejścia z jednego pokoju do drugiego... Ja tam jakoś ufam pani Chądzyńskiej - nawet jeśli (czego nie potrafię zweryfikować) nie tłumaczy wiernie, robi to przynajmniej z ogromną werwą, ikrą, barwnie. I to się bardzo liczy. Natomiast tłumaczenia z angielskiego bardzo często brzmią mi jak walenie drewnianą łychą w pokrywę od garnka - a przecież wiem, jaki ten język potrafi być drapieżny!
Pozdrawiam, troszku nerwowo skrzypiący na krześle, Telik.
Ja też nerwowo poskrzypuję, bo obawiam się teraz Wielkiej Krytyki mojego skromnego tłumaczenia wysłanego po uniesieniu się honorem na wyzwanie niejakiego misiomisia ;-)
Co do syreny mgłowej - zwracam honor, jest takie coś, ale nadal twierdzę, że wbudowane w wiersz w sposób jak wyżej, brzmi okropnie (zupełnie nie jak "foghorn"); "zagdaka" - przeokropna, kulawa forma, niech będzie sobie poprawna, ale to jej nie ratuje. Myślałam sobie, że mogłoby być np. tak "patrzę na imbryk, jakby miał ZAGDAKAĆ" i już jest dobrze przecież... Szukałam tego wiersza w guglu, podając różne tytułu typu Foggy Night, Night Fog, Foggy Evening, ale za każdym razem pudło. Na hasło McCaig pojawia się jedyny wiersz - Visiting Hour. Ileż emocji! :-)
Pozdrawiam baaardzo serdecznie
Magdalena :-)
Autor:wilczysko (jacekf@core.pl)
Temat:Re: # spiski i plotki 009
Grupy dyskusyjne:pl.hum.poezja
Data:2003-03-06 03:14:59 PST
Magdaleno, wybacz że akurat tutaj, równie dobrze mogłoby trafić na Elę :) Poczytaj na spokojnie to co napisałaś. Mamy sympatie i antypatie tyczące zwrotów i słów (choćby niedawny 'międzyczas' o który skruszyła się niejedna kopia), ale - że sobie zacytuję - z faktami [w tym wypadku językowymi] się nie dyskutuje. Przy czym nadal może się oczywiście nie podobać ;) Mnie nadal wścieka język reklam; swego czasu niemal się nie zakrztusiłem na śmierć, gdy mój spec od kultury języka porównał prawa językowe reklamy, do praw językowych poezji ;))) I żeby nie było: dorosłem i się z nim zgadzam. Rzecz w tym, by ten język tworzyli specjaliści (i nadal nie musi mi się podobać)
Szukałam tego wiersza w guglu, podając różne tytułu typu Foggy Night, Night Fog, Foggy Evening, ale za każdym razem pudło. Na hasło McCaig pojawia się jedyny wiersz - Visiting Hour. Ileż emocji! :-)
Gdyby udało Ci się (lub komuś innemu) odszukać, to ja się piszę. W drugą stronę to również działa. A tłumaczenie 'Godziny odwiedzin' na pierwszy rzut oka [;)] - fajne.
w.
Autor:Magdalena (magdalenaelzbieta@(spamout)poczta.onet.pl)
Temat:Re: # spiski i plotki 009
Grupy dyskusyjne:pl.hum.poezja
Data:2003-03-06 04:13:53 PST
wilczysko:
Magdaleno, wybacz że akurat tutaj, równie dobrze mogłoby trafić na Elę :) Poczytaj na spokojnie to co napisałaś. Mamy sympatie i antypatie tyczące zwrotów i słów (choćby niedawny 'międzyczas' o który skruszyła się niejedna kopia), ale - że sobie zacytuję - z faktami [w tym wypadku językowymi] się nie dyskutuje.
Tak - natomiast można różnie sobie z nimi pożonglować! 'Foghorn' to wyraz należący do terminologicznego zestawu podręcznego przeciętnego Anglosasa. Śmiem twierdzić, że 'syrena mgłowa' - do zestawu podręcznego terminologicznego przeciętnego Polaka nie należy. Świadczą o tym choćby reakcje Eli, Poloniki, moja. W końcu my kobiety uczone, a walnęło nas niemiło po synapsach. Czyli jest źle. Źle dla tłumacza! Innymi słowy - 'foghorn' to wyraz ogólnie stosowany, 'syrena mgłowa' - techniczny. Akurat tak one się w obu językach plasują. I teraz owszem, tłumacz ma kłopot nie lada. Ale nie wypada mu chodzić po linii najmniejszego oporu. Jeśli już nie ma innego wyjścia, to przynajmniej powinien zadbać o to, żeby mu ta syrena mgłowa nie wystawała z materii wiersza jak nie przymierzając zgięty gwóźdź. No popatrz, jak to brzmi i wygląda: 'syrena mgłowa w Zatoce cierpi'. Po jakiemu to jest?
Nie znam oryginału (jeszcze! poczyniłam jednak kroki, napisałam do jakiejś Szkotki, która ma stronę, na której znalazłam Godzinę odwiedzin); ale nawet na sucho możne popróbować:
1) syrena mgłowa cierpi w zatoce;
2) syrena mgłowa lamentuje w zatoce (poetycki 'lament' jako rekompensata techniczności samego urządzenia);
3) zatoka rozbrzmiewa cierpieniem syren mgłowych...(tu już w ogóle poezyja) ;-)
Wiem, że to dalekie rzuty, co jeden, to dalszy, ale chcę tylko wskazać, że moim zdaniem w takiej sytuacji, gdy oryginał mówi językiem nienacechowanym technicznie, a my - mamy tylko odpowiednik mocno techniczny, warto użyć
jakiegoś dodatkowego środka, który załagodzi wrażenie czytania instrukcji obsługi ciągnika siodłowego R-28. ;-)
No i to 'zagdaka'. Też nie trzeba wcale załamywać rąk. Forma pasuje do wiersza jak pięść do nosa. A więc - warto formę jakoś odmienić? Już pisałam w poście do Telika, ale powtórzę propozycję.
Jest tak:
"Patrzę na brązowy imbryczek, jakbym spodziewał się, że zagdaka."
Skoro 'zagdaka' brzmi śmiesznie (a brzmi tak!), to walczymy dalej:
1) Patrzę na brązowy imbryk, jakby miał nagle zagdakać;
2) Patrzę na (wpatruję się w) brązowy imbryk (imbryczek), jakbym oczekiwał (spodziewał się), że zagdacze (że zacznie gdakać).
Chociażby tyle.
I tylko o to mi chodzi.
Język przybiera różne formy i dlatego z definicji nie wolno się zgadzać na kwadratowe klocki, kiedy w oryginale są same okrągłe otwory! Zakładam, że wiersz McCaiga jest co najmniej dobry, taki na 4. Skoro tłumaczenie źle się czyta (a czyta się źle, i nie ma co do tego dwóch zdań) - wina leży po stronie tłumacza. A tłumacz ma do dyspozycji słowniki, własną wrażliwość językową, wyobraźnię. I powinien (musi!) z nich korzystać.
Gdyby udało Ci się (lub komuś innemu) odszukać, to ja się piszę. W drugą stronę to również działa.
Jak wyżej - czekam na odzew teraz. Oby się udało, bo aż się rozgorączkowałam! ;-)
A tłumaczenie 'Godziny odwiedzin' na pierwszy rzut oka [;)] - fajne.
Cieszę się. Wbrew pozorom ten pierwszy rzut oka jest najważniejszy w czytaniu. Bo czasem już się nawet nie chce rzucać tym okiem drugi raz. Oczywiście nie oznacza to, że nie spodziewam się wszelakich uwag krytycznych ;-)
Magdalena