|
Autor:Telik (telikSKASUJTO@stricte.net)
Temat:### spiski i plotki 036
Grupy dyskusyjne:pl.hum.poezja
Data:2004-05-29 10:15:02 PST
Zbigniew Herbert powraca jak bumerang, a to za sprawą kolejnych moich lektur. Bez wątpienia Barthes miał rację, gdy pisał: "ci, którzy nie czytają ponownie, zmuszeni są czytać wszędzie to samo" (bodajże "S/Z"). Pozwolę więc sobie przywołać bardzo znany wiersz Herberta i zachęcić do powtórnej lektury. Bo to jeden z tych utworów, które powinno się od czasu do czasu przypominać - żeby nie zapomnieć.
----------------------------------------
U wrót doliny
Po deszczu gwiazd
na łące popiołów
zebrali się wszyscy pod strażą aniołów
z ocalałego wzgórza
można objąć wzrokiem
całe beczące stado dwunogów
naprawdę jest ich niewielu
doliczając nawet tych którzy przyjdą
z kronik bajek i żywotów świętych
ale dość tych rozważań
przenieśmy się wzrokiem
do gardła doliny
z którego dobywa się krzyk
po świście eksplozji
po świście ciszy
ten głos bije jak źródło żywej wody
jest to jak nam wyjaśniają
krzyk matek od których odłączają dzieci
gdyż jak się okazuje
będziemy zbawieni pojedynczo
aniołowie stróże są bezwzględni
i trzeba przyznać mają ciężką robotę
ona prosi
- schowaj mnie w oku
w dłoni w ramionach
zawsze byliśmy razem
nie możesz mnie teraz opuścić
kiedy umarłam i potrzebuję czułości
starszy anioł
z uśmiechem tłumaczy nieporozumienie
staruszka niesie
zwłoki kanarka
(wszystkie zwierzęta umarły trochę wcześniej)
był taki miły - mówi z płaczem
wszystko rozumiał
kiedy powiedziałam -
głos jej ginie wśród ogólnego wrzasku
nawet drwal
którego trudno posądzać o takie rzeczy
stare zgarbione chłopisko
przyciska siekierę do piersi
- całe życie była moja
teraz też będzie moja
żywiła mnie tam
wyżywi tu
nikt nie ma prawa
- powiada -
nie oddam
ci którzy jak się zdaje
bez bólu poddali się rozkazom
idą spuściwszy głowy na znak pojednania
ale w zaciśniętych pięściach chowają
strzępy listów wstążki włosy ucięte
i fotografie
które jak sądzą naiwnie
nie zostaną im odebrane
tak to oni wyglądają
na moment
przed ostatecznym podziałem
na zgrzytających zębami
i śpiewających psalmy
----------------------------------------
Mała księgarnia, a w niej jeszcze mniejszy antykwariat. Nic szczególnego: kilkanaście starych, zniszczonych książek. Większość z okresu kiepskiego papieru i klejonych brzegów. Ale była tam rzecz, której Mano pragnął jak nie wiem co. Mapa. Bodajże z XVII wieku wykonana ręcznie przez jakiegoś znudzonego studencinę na zajęciach łaciny. Poprzecierana w wielu miejscach, poplamiona cieczami, których nazw lepiej nie dociekać. Na dodatek - dałbym głowę - że to kopia kopii wykonana przez znudzonego studencinę na zajęciach przysposobienia do życia w rodzinie. Było jednak w niej, właściwie na niej, coś, co pozwalało nie dostrzegać wszelkich mankamentów. W prawym górnym rogu, ale nie na samej górze, tylko nieco niżej, ktoś bezceremonialnie wybazgrolił zniszczoną stalówką: "Kraina smoków" i obwiódł ten napis sporym obszarem ziemi Bogu ducha winnych ludzi.
"Teraz albo nigdy" pomyślał Mano, jedną ręką szarpiąc za klamkę szklanych drzwi, drugą ściskając w kieszeni odliczone co do grosza pieniądze. Po chwili stał w tym samym miejscu - z mapą.
Czas płynął leniwie starając się jak największym łukiem omijać pewną wersalkę. Cichutki szelest papieru unosił resztki dnia gdzieś na północny wschód. Hiszpania tuliła do snu drobniutką Portugalię. Mano chrapał.
[Telik]
Pozdrawiam, Telik.
|
|