|
*** (kiedyś...)
|
|
2
|
Hornblower
|
M.G. na urodziny
kiedyś obiecałeś, że kupisz wszystkie lasy,
a przynajmniej te, w których.
nie wierzyłam, bo byłeś biedny
ale wierzyłam, że gdyby.
teraz jesteś bogaty
jeśli kupiłbyś las, to na tartak.
Gałczyńskim podparłeś zegar, bo źle chodził
oczy masz szare (a takie były niebieskie).
nie masz czasu, to dobrze
czas sprzyja myśleniu
jesteś taki spokojny
tylko nocą w fotelu,
schowany za słuchawkami walkmana
wciąż jeszcze chwytasz się jak brzytwy
Lucy in the sky with diamonds.
* * * * * * * * * *
jednak nie - bajka
|
|
11
|
PEREGRYNACJA
|
czerwone myśli zapadły w głowie
by potem na zewnątrz przełożyć barwy
słońce przeszło
jak postać nie z tej bajki
pomiędzy kałużami
powstałymi po deszczu zapomnienia
niezauważenie znikło za rogiem fantastycznej
nieświadomości pory dnia
poczekałam chwilę na natchnienie
przyszło
zawsze przychodzi
jest bezinteresowne
przynosi ze sobą barwy i zapachy,
dźwięki
tym razem spadło pod stopy jak iskra -
odłamek ognistej kuli,
tak podobno zdarza się, gdy słońce spaceruje po ziemi
iskra boża?
to tylko fragment dnia
wyciśniętego spod powiek za kontuarem snu
podniosłam kawałek,
miało zabarwienie lekko pomarańczowe
wrzuciłam do szklanki pełnej wody i....
.... rozpuściło się
wtedy wzięłam staromodne pióro i zanurzyłam
w pomarańczowej konsystencji atramentu
pomyślałam: czas na wiersz
płynne linie rozświetliły papier
cóż , to się czasami zdarza
każdemu
|
|
|
jus |
mlb |
pdy |
gr |
uw |
|
2
|
+ |
+ |
+ |
+ |
|
4 |
11
|
|
|
|
|
+ |
1 |
|
|
"pomyślałam: czas na wiersz (...) / cóż , to się czasami
zdarza / każdemu" -- otóż nie każdemu. utwór "jednak nie
-- bajka" jest utworem samodyskwalifikującym się (w wielu
strategicznych momenta, począwszy od deszczu zapomnienia,
skończywszy na pomarańczowym fragmencie dnia, który
peelka "wrzuciła do szklanki pełnej wody i... /...rozpuściło
się". czy te wielokropki to bąbelki?). poproszę "*** (kiedyś)".
Justyna Bargielska
"(* * *) kiedyś"
Ciężkie, ciężkie są moje przewiny w propagowaniu poezji rzewnej i prostej. Mam teraz za swoje, zgodnie ze średniowieczną koncepcją odpłaty podobnym za podobne. Wiersz-konkurent: przelotny krwotok z nosa na skutek malarskiego obrazowania szczęśliwie udało się szybko zatamować, ale staromodnemu pióru i detalicznym opisom procedury rozpuszczania natchnienia w szklance wody mówimy: nie! (Mamy przecież ustawę o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu narkomanii czy coś w tym stylu, prawda?)
Miłosz Biedrzycki
Z tej pary wybieram "*** (kiedyś...)" Podoba mi się niedopowiedziana pierwsza zwrotka, spojrzenie na świat z perspektywy wieku. Ten refleksyjny, statyczny wiersz jest cenny, już chociażby przez swoją opozycyjność do naszych rozpędzonych czasów. Nie podobają mi się rekwizyty. "Gałczyński podpierający zegar" jest niemożliwie mdły i sentymentalny, w ogóle obraz bogatego człowieka, który podpiera sobie zegar tomikiem wierszy trąci fałszem. Powtórzone "to" nie razi (bo implikuje różne formy gramatyczne), natomiast powtórzenie "takie" (8. wers) - "taki" (11. wers) jest zapewne niemiłym przeoczeniem. I w końcu zakończenie. Tak jak i Gałczyński, tak i ta piosenka mi nie pasuje. Charakterystyczny tytuł ściśle związany z pewnym sposobem (u)życia, wprowadza na koniec niepotrzebny wg mnie niepokój.
Do drugiego wiersza mam podobne uwagi, co do "Ostatniego lata" z pierwszej pary. Nie podobają mi się "deszcz zapomnienia", "kontuar snu", "konsystencja atramentu". Na pl.hum.poezja padło kiedyś zdanie, że wiersz powinien wywoływać emocje, a nie tylko je pokazywać. Zdania typu: "natchnienie (...) przynosi ze sobą barwy i zapachy" jest tak ogólne, że może wywołać w czytelniku jedynie uczucie irytacji. Ponadto utwór dobijają takie niuanse jak radosne stawianie bądź niestawianie przecinków czy czterokropek (!) No i to zakończenie.
Paweł Dymek
(kiedyś...) to przewidywalny do bólu szczęki od ziewania opis degeneracji
dobrego, biednego idealisty w złego, bogatego materialistę. Odchodzenie od
przyrody, poezji, intelektualizmu. Zabrakło jeszcze informacji, że kiedyś to
dzieci tulił, a teraz im lizaki psujące zęby sprzedaje po cenie promocyjnej.
Westerny, szczególnie gdy mają opisywać współczesność, w której biel i czerń
już nie tworzą pełnego obrazu, budzą we mnie walecznego Siouksa; wybacz autorze.
Ratuje tekst bezpretensjonalna pointa, dzięki której wierzę, że obrazek
jednak ma w sobie coś z prawdy.
"jednak nie-bajka" to zbiór przykładów z bryka "jak nie pisać". "Kałuże po
deszczu zapomnienia", "róg fantastycznej nieświadomości pory dnia",
"natchnienie jak iskra - odłamek ognistej kuli" i najlepsze: napięęęęcie
"wrzuciłam do szklanki pełnej wody i ..." naraaasta : "... rozpuściło się".
Straszne. Czyli jednak "kiedyś..."
Graal
"jednak nie - bajka"
Wiersze w tej parze stoją w równym pojedynku: oba babskie; w każdym nieszczęsna dbałość, by nie powstało niedopowiedzenie - by odbiorca nie miał kłopotów z interpretacją i by nie różniła się ona od zamierzonej, autorskiej (np. "oczy masz szare (a takie były niebieskie)" versus "miało zabarwienie lekko pomarańczowe (...) rozpuściło się (...) zanurzyłam w pomarańczowej konsystencji atramentu"); autorki obu zapewne nie przepadają za gotowaniem i pracami domowymi; a wracając do wierszy - w obu słowa wybrzmiewają i nudzą takim już gasnącym echem. Głosuję na "nie - bajkę" ze względu na mniej zużyte rekwizyty. Chociaż nie: trudno pod tym względem przelicytować oba wiersze. Więc z uwagi na puentę.
Urszula Wacławczyk
|
|
|
|