odrostek
początek
ścieżka młodych matek z nagimi niemowlętami przy piersi
zaczyna się na granicy lasu i wije się w wysokich trawach
aż do drogi prowadzącej bezpośrednio do bram wioski
tam przekracza strumień i młode matki rozpuszczają włosy
udając dziewczęta bawiące swoje rodzeństwo brodzą
w wodzie po kolana i ochlapują przykucniętych na brzegu
mężczyzn obserwujących ukradkiem gdyż oni nie mogą postawić
stopy na ścieżce bo ta mogłaby później zgubić jedną z kobiet
i młodzi ojcowie osuszają nogi matek podczas gdy one karmią
podarowany Dzień - jeśli jest synem lub Noc - jeśli jest córką
http://niusy.onet.pl/niusy.html?t=watek&group=pl.hum.poezja&tid=5924194
brzanka
sól [zestaw]
semona sehada
nie wiecie kim jest semona sehada
a ja nie wiem czemu właśnie ona nauczyła mnie
warzyć sól.
białe głowy jej dwóch synów wystają z martwych
równin. powietrze jest właśnie takie. choć nie
znają szeleszczących zgrzewanych foliowanych opakowań
na ciała, znają wszystkie wymiary ostrej zimy. każdy
mówi w obcym języku. doskonale rozumiemy. morze
moje płuca.
nie napisać wiersza o zmartwieniu hadriana
jackowi
właśnie tak można napisać wiersz o zmartwieniu hadriana
schowanym w czarnej skrzynce telewizora. proszę mi pokazać
jak na tym grać. "to proste, wystarczy wejść."
wychodzisz z boku i jesteś tak piękna. burza
która przeszła bokiem. podkreślone piersi --- bo są
ważne --- chowasz we mnie.
archeologowie biedzą się nad saksofonem. jak zwykle podniosę,
nie będę potrafił zagrać. zakopię nas w kornwalii pod drzewem
truskawkowym usta w usta, pogańskim rytuałem.
moja zoologia
będziemy tak stali ramię w ramię i serce
przy sercu. wtedy powiesz że nigdy nie zdradziłeś
i to będzie prawda. pochodnie, fajerwerki, dłonie
palą się. "jasne. równe szanse."
morze rozbija o skały jak namiot nasion
bank historii. szachiści wymieniają anny kaśki magdy
prawdziwe królowe. wymyślone w kolorze sjeny,
okruszki, nadpalone z ubytkiem, bose.
przeczytałabym ci jeden wiersz. trendowaty i alergiczny
jak doktryny lęgowe świetlików. tymczasem obejmujesz sarnę
wczoraj ją zabiłam. czy myślisz że mogłabym?
Wiersz lipca z roku 2002
szota
Trzy przechadzki
Trel. Majorowy dzieci śpiew. Uśmiechy.
Lipcowy motyl plącze się czule,
Czupurnieje: to paź. Mnóstwo czasu ma,
Aby do grzechu nakłonić zazulę.
Z gruszy cukrowych lecą ulęgałki.
Ojciec spracowane odmierza kroki.
Z półsennych ganków kosa gwizd głęboki
Woła przechodniów ciągnących zapałki.
Jodły i świt. Mróz dubluje kontury
Parafinowym haftem sopli. Gawrony
Pieją swoją surę. Osamotniony
Położysz krótki cień na dnie marmuru.
Kalisz 2,3 lipca 2002
|