|
(60) Pogrzeb jej duszy
Pogrzeb jej duszy
odbył się bardzo skromnie
w zacisznym mieszkaniu
przy lampce wina
bez zbędnych ceregieli,
bądź co bądź była to dziewczyna z klasą
Powodów było wiele
każdy konkretniejszy od poprzedniego
Właściwie to one wszystkie złożyły się na
Jeden Wielki Powód
Który został podarty i wyrzucony
Razem z pewną fotografią
Jutro będzie musiała
wstąpić do przyjaciółki,
zapłacić rachunki,
i skosić trawę
możliwe, że na własnej mogile,
ale dziś pobawi się jeszcze na stypie
(61) Nie zmarnuje tego października i spadnie na ziemię
przyklejona do szyby
od ubiegłej jesieni
odpowie na podryw wyżu atmosferycznego
kokieteryjnie twierdząc - nie umiem latać
jednak
z wiatrem na ogonie między innymi
liśćmi - korkociągiem zakosami
zapominaniem
bo uschła dawno w międzyczasie
uczyła się zostawiać ślad na ziemi
od ślimaków
(62) narzędzie niedoszłych
zanurzam się po szyję
głowę
cały
ogarnia błogie ciepło
tuż przed spaleniem
przychodzi falami
wyruszam w podróż ku nieznanej
trzymając mydło-bilet w jedną stronę
rozpuszczam
za każdym dotykiem wspomnienia
dno widząc mętne wyję przerażony
a na pokutę marszczą mi się ręce
(63) słowoholizm
sześć pustych kartek za jedną pełną
poproszę
zbierałam cały tydzień
na uśmiech bibliotekarki monopolowej
chodź będzie bardziej towarzysko
jak tu czytać do lustra
szybko się skończy mówisz
weźmiemy się za nasze rękopisy
(64) anioł
Anioł kiedyś zejdzie
Zejdzie do ciebie
I powie prawdę
Prawdę o tobie
O twojej duszy
Powie, co czujesz
Co myślisz i w co wierzysz?
Myślisz ze wygrasz?
Ale możesz przegrać
Jak na tą role
Swoja nowa zareagujesz
Czasem zabijasz, ale czasem rodzisz
Pragniesz być sobą
I sobą może zostaniesz
A anioła zignorujesz
I wyklniesz
I zginiesz
Zginie dusza
I mowa zaniknie
Bo
Duszy brak
I słów brak
(65) Szklane oko
Wydrążyliśmy "serce", bo w rynięce rymu
więcej się nie mieści ponad pięść mięśnia,
po rozsupłaniu osiem sążni jedwabistego rodzaju
czego? lęku? nocy (historii).
Nasze zakryte pośladki świecą, ich słońca
konwencjonalne żarówki-półdupki: brak snu nauczy,
żeby nigdy przedtem nie twierdzić, że drugi
nie jest czarny i zatwardziały, ten od Heraklesa
(zwęgleni, drwiący i prześmiani przez belkę
ramion dyndamy przyglądając się sobie, śliwkami
idziemy na śmierć, w podskokach), a ciemność
nie może zstąpić aniołem lub furią, przestań:
rozmowę o kolorach trzeba było zacząć od razu
od Orestesa i erynii, światło w tej historii
to nadmiar ostrego widzenia, to obłęd (ból),
który koniecznie zapomnij, zamknij
oczami, puść z dymem (i matkę,
ona znała ojca za życie, na śmierć),
lecz poeta woli malować sceny Oberona,
często Dionizos niesie ze sobą rozkładany
teatrzyk kukiełkowy, a w nim oni sami,
o wielu imionach, to bezduszne marionetki
poruszane własną (boską) wolą, a w nim
niebieski chłopiec i tu się zaczynają
barwy: w reminiscencji zaległej lektury:
ramiona liże nieczysty różowy, mieczyk
w okrągłych dłoniach wypełnia akwarium,
punkt ryby to szczyt milczenia, zieleń
jak zwykle gra na swoich odcieniach,
odcina się od wody sinymi korzeniami:
jak nie wziąć cię za kukłę? jak nie
przytulić, nieprawda, przydusić z wrażeniem
do piersi? jak cię nie karmić szklana
kulo światła (wody)? jak pozostać
nieczuły na twoje krągłości, cyrkulacje
ciszy, obieg zamknięty? i jak, powiedz, jak
sprawić by ciemność przedmiotu opowiedziała
o toczącym się w nas, w tobie życiu?
(66) od-chodzenie
wewnątrz spaceru
pytanie
jak można odejść?
jakby się dobrze zastanowić
nie ma w tym nic niezwykłego
nie zastanawiam się
w krótkich odstępach
przystaję precyzyjnie
po kałuży dryfuje
widokówka
góry las hotel
życzenia szczęścia
na odwrocie
przechodzę na drugą stronę
pani z psem przemija obok
spacer trwa
bezboleśnie
nierzeczy płyną w ciszy
to już się stało
(67) Niepotrzebnego
Rzuciłeś moimi łzami
o ścianę
i takim bólem
w klatce piersiowej
Jesteś daleko...
rzuciłeś mnie w objęcia
innego
nieznanego
. . .
niepotrzebnego mi.
Rzuciłeś obietnicami
i rozbiłeś
mnie.
u boku niepotrzebnego
Gdzieś w obcym
mieszkaniu,
którego zapach
obcy.
Ubraną w bezbarwne
łzy
i głos.
W niepotrzebnych objęciach,
Mnie ...
tak bardzo
nie moją
Mi nie potrzebną
nikomu...
(68) Bajka o deszczu
Olbrzym kołysał wielką miską
baranki obłoczków tuliły się do siebie
niektóre zdążyły zażyć aviomarin
a i tak złote runo sypało się ze wszystkich
żeńcy piekli chleb z utrzęsionych ziaren
i posyłali w niebo dym korzeni.
Gęsiarki prały poduszki przedtem je patrosząc
kosmyki z piórek barwiły zboże na dojrzały kolor
jakby już nastała zima rumiane jabłka w trocinach
lecz nie śnieg ani kropla wody nawet nie spadała
modliło się o deszcz suche siano
i podrapane twarze kochanków na łące
Koguty piały by ich nie zmuszono
do znoszenia jajek lecz to nie pomogło
pod studnią piękna myła warkocz otrząsała się
kropelki drażniły psa kota kurę
dobiegały nieba lecz chmurki nie chciały płakać
trwały w zachwycie upału
(69) TEATR
stoi
zeszła
weszła- znowu
przewróciła się
zaniemówiła
i wróciła
- tylko na chwilkę
i recytuje swój tekst
umie go na pamięć
a mimo to
improwizuje
skończyła
i leży na deskach
- "Niech ktoś zabierze tego trupa!"
|
|
|