Index   |   I etap   |   II etap   |   III etap   |   Wyniki

1.00   |   1.01   |   1.02   |   1.03   |   1.04   |   1.05   |   1.06   |   1.07   |   1.08
  |   1.09   |   1.10   |   1.11   |   1.12
Podsumowania   |   Tabela ocen   |   1 - 8   |   9 - 20

 
(110) Mój żal

Płakać
lać łzy
ryjące w policzkach
strugi cierpienia
nie dającego ulgi

Krwawić
wysysać z ciała
ostatki sił
niepotrzebnych już
sił

Kochać
tak bardzo
ze serce zaczyna
gnić pod wpływem
braku miłości

Krzyczeć
głośno by inni słyszeli
lecz ludzie posiadają
jedynie
uszy głuche
na inne cierpienia

Zapomnieć
o łzach miłości
i bólu

Zapomnieć
odejść w niepamięć ludzką
umrzeć gdzieś z boku
w ciszy zmarłych niegdyś dusz
płakać dalej w wieczności
pośmiertnych cierpień





(111) w związku z psem teraz jestem

w związku z psem teraz jestem poza domem
ścisłe związki polegają na smyczy obroży udręce i ręce

idąc boso należy być ostrożnym wobec ślimaków mówię do
psa chodź zawyjmy choć trochę zaśpiewajmy razem

zgadza się zgodnie fałszujemy
wszystko co wokół rzeczywiście na tamto czy na to wygląda

kwiaty w oknach wyglądające jak dzieci upośledzonych
jednakowe te dzieci tylko rączki inaczej
z szybą szumią gałęzie klonów

deszczu masz kwaśną minę i jeszcze nas traktujesz z góry
wielka bym powiedział ciapa z ciebie

no proszę może zimna woda doda coś od siebie
a może sobie coś zabierze wybierze ładnego

twoja pani zakręciła mi w nosie i teraz co czy kicham
ją czy jestem zakichany

lubię nawet bardzo uwielbiam jak ktoś w dobrym tonie
momencie





(112) * * * (ojciec)

ojciec ciągle nie miał dla mnie czasu
nie miał dla mnie czasu
dla mnie

zachlapałem biurko kleksami
biurko kleksami

poszarpałem rozłożone papiery
poszarpałem

a gdy rozgniewany chciał mnie ukarać
mnie ukarać

powiedziałem:
odejdź - teraz ja piszę
ja piszę

rozbawiony wziął mnie na ręce
wziął mnie na ręce
rozbawiony





(113) * * * (Spadłam kroplą z Twoich oczu)

Spadłam kroplą z Twoich oczu
Rozkołysaną domowym powietrzem
Ogrzał mnie żar spalonych ramion
Owinął w nadpalone płótno
Wyszliśmy z pożaru
Skołatanych uczuć
Spływamy teraz po sobie
Znów studnią do zamkniętych dłoni.





(114) Słoik

Od dwóch tygodni
siedzę w słoiku z cienkiego szkła
Wytrzeszczam oczy z podziwu
dla perspektywy świata
obserwowanego z jego wnętrza


Wczoraj
pewien Pan
nabrał na łyżeczkę moje usta
Potem zabrał mi lewą pierś oraz prawe udo
i
odstawił półotwarty słoik do lodówki





(115) Czerpiec

Pojmuję mętnym spojrzeniem, wcześniejsze
na liczniku zero w cudzych wspomnieniach,
potem po pierwszym wglądzie bezładną notatkę
za kierownicą, po prawej stronie. Zbliżam się
do celu z zagadkowym adresem, szoferem i bagażem,
śledząc brawurę młodych w przewężeniach kolejnych
zakazów, jak pilot wydzierający oczom sekwencje
na moment przed ścięciem zakrętu. W radiu - jedyna stacja
świdruje w uszach odległymi korkami. Kolejny chrzest w Baku,
wschodnia uroda i lekki zarost gościa, z wężem z kieszeni,
z obsługi cepeenu. Kowboj z kaktusami w tle na bilbordzie
przede mną z głośnym "Zapal". Daleko na asfalcie wyrasta sadzone.





(116) Antygona

To nie lud wyznający prawa bogów
A poddani wierni swojemu królowi
Cierpią, gdy świat dzieli się na pół
Oni patrzą tylko w jedną stronę
Tę właściwą, według nich

Czy to straszliwe fatum
Wciąż wisi nad Ludzkością
I krew niewinną wytacza

W wojskowych butach
Kolejne pokolenie
Udeptuje ziemię

Morze Czerwone
Nie chce się rozstąpić
Ani prośbą, ani groźbą

Bogowie, czemu swój lud opuściliście
Krzyczą przerażeni wojownicy
Na polu walki
Lecz ich echo nigdzie nie dochodzi
W nicość przepada

Bogowie, bóstwa i boginie
Istnieją dopóki w nie wierzymy
Zapomniani już nas nie usłyszą

Boskie fatum od dawna nie istnieje
To nasza wolna wola miecz uniosła





(117) "Wezmę welon w swe ręce"

Wezmę welon w swe ręce,
zastukam do dębowej szafy,
z wieszaka zdejmę czas,
i echem powitany,
nie wiem co odpowiem.

Chciałbym rękę podać,
wiatru, co echo niesie,
lecz on muskając moją twarz,
śmieje się ze mnie.

Powroty do starych czasów,
schodami skrzypiącymi w dół,
wydają się być trudne, trudniejsze,
zamykam dębową szafę,
trzymając w ręku welon,
na wieszak odwieszam czas.





(118) GROTESKOWO PISZE SIĘ DO MARTWYCH, ALE JEDNAKOWO DO ŻYWYCH

przyszedłem do ciebie kiedy ulegałeś tej tak zwanej śmiertelności,
nie chciałem byś grał dla mnie, grać nie umiałeś, a i poliki zapadnięte, i ręce
wysuszone tak, że Potem sanitariusz nie mógł wkłuć się w żyły

zabierają mnie ze sobą te widoki

torturą byłoby cię o coś prosić, mówiliśmy więc do siebie, że dziwak
ze mnie, bo lubię niedopieczone bułki, i ciepło się robi, no a nasi znowu
przegrali, a Potem tylko charczałeś i oczy były takie obecne, wystraszone

zabierają mnie ze sobą te widoki

(„chodź zobacz, coś tam biegnie, to chyba jeż!” wołam patrząc na pień
kasztana wydostającego się spomiędzy bloków, Gosia dokładniej
okrywa się śpiworem i choć nie lubi egzystencjalistów wyjaśnia „tutaj
nie ma jeży, to szczury, podsłuchałam, że pojawiły się w piwnicach”)

zabierają mnie ze sobą te widoki

parę dni po pogrzebie widziałem tam zdechłego szczura, może
koty go dopadły tak jak kiedyś w Kersku koty Bohumila okrążyły
i przyprawiły o ustanie serca małego królika, a może była to trucizna

zabierają mnie ze sobą te widoki

(jakże-że mnie kusi powiedzieć, że wyglądałeś inaczej
niż martwe zwierzę, ubrali cię w garnitur i związali ręce różańcem)

zabierają mnie te widoki





(119) * * * (powiem otwarcie)

powiem otwarcie
granice są szczelne
obrysowałem swoją dłoń na twoim ciele
i czekam na przypływ
palec wskazujący na za pięć dwunasta
późni się
granice między nami są płynne
po same uszy
^ do góry   
Strona istnieje od czerwca 2002 r. © Copyright Zespół 2002-2006.
Teksty są własnością autorów. Kopiowanie wyłącznie za zgodą autorów.
south beach Depresja