|
(120) Arazel
Arazelu, czarodzieju, widzisz coś ty w kuli swojej?
Mętny obraz, królu, bardzo,
zniekształcony, w mgłę rozmyty
Suną po nim jakby cienie, gęsty obłok światłość skrywa
a pomiędzy szarym mrokiem jakby zgasła żywość żywa
Coś tu jakoś dziwne dziwy dziwią dziwnie dziwne rzeczy
Rozpostarte gęste pyły nad zieloną tą krainą
bardzo dziś mnie wróżba męczy
Coś w przestworzach zerka groźnie, rozczerwione czyjeś ślepia
i czeluście nad mą kulą oczom przedrzeć się nie dają
Czy to szczytów górskie pasmo?
szeleszczące liście drzewa? smok ognistym ogniem ziący?
alboż jakaś płynna rzeka? Nie odpowiem tobie, królu
Rozczerniona czarną czernią, poszarzona szarą chmurą
kula jakąś dziwną kulą
Jakby siłę postradała i rozlawszy ją po swiecie
zostawiła szklany kontur rozproszywszy moc w wszechświecie
Nie potrafię nic powiedzieć, wszędzie ciemność i czeluście
Chociaż zaraz! Tu na szczycie! Tak! Tu tli się
jakiś blady pobłysk światła
bastion czarów już ostatni
może zdołam go rozniecić
Wskrzeszę siły kropel resztki poskrywane w Arazelu
i magicznym mym zaklęciem wzrok mej kuli znów przywrócę
pochwyciwszy znad przepaści znów do żywych ją powrócę
Alabara Lekanora Hiliwari Luh Zer Rek
Alubadi Medaliri Korehari Ru Zer Teh
Limunari Invergentes Ausmalochus Pok Rik Wur
Ilihari Rewilokas Honegundus Tai Wir Czmur
Moje czary dziwnie słabe, nic już na to nie poradzą
kula szkłem już tylko czarnym
Już po magu nic ci przyjdzie, roztwoniona ma energia
rozwichrzona pośród wiosny, zamieniona w wieczną trwogę
Arazelu, czarodzieju, jakoś pomóc tobie mogę?
Spraw więc królu, chojny władco, aby pośród burej tajgi
codzień więcej było magii
(121) * * * (on nie należy...)
on nie należy do ludzi
którzy piszą na kartkach
coś co gdy czytam
zamienia się w jego
nie część zewnętrzną
trzydzieści celsjuszów
sześć i trochę
jego pokój jest pusty
zasłany obrusem dywanu
jak stół
na którym plamy się zakrywa
może to dlatego
że pozwolił sobie otworzyć klatkę piersiową
lakierowanym metalem
(122) Dzień Sądu Ostatecznego
I nastał świata kres.
I stanął w miejscu czas.
Runęły mury wielkich mocarstw.
W proch i wniwecz się obróciły.
I wszystko się skończyło.
Martwa nastała cisza.
Nie ma już ludzi i nie ma życia.
Szemrzący strumyk już nie płynie.
Minione dni odeszły w zapomnienie.
Historia bieg swój zakończyła.
Nie ma już wojen ni cierpienia.
I flagi na szczycie też już nie ma.
Gdzie się podziało Słońce?
I gdzie się podział Księżyc?
Gdzie gwiazdy na niebie się schowały,
Co ciemność nieprzeniknioną rozjaśniały?
Dzień sądu nastał wreszcie,
I nikt się go nie spodziewał.
Nie grzmiały trąby jerychońskie,
Czarni jeźdźcy też nie przybyli.
Nie było karawany śmierci.
Po prostu wszystko się skończyło.
(123) Dylemat N.
Porażka. Przegrana. Dół.
Dusza pęknięta na pół.
Pustka. Ból. Potępienie.
Zamknięte oczy, krzyczące kamienie
I znów, i znowu, i znów.
Strzykawka. Odlot. Krzyk.
Pustka znikła. Ból znikł.
Głowa wysoko i oczy puste.
Nicość i pełnia. Ściana i lustro.
I drżenie od stóp do głów...
I przebudzenie. I sen.
Noc- bez różnicy- czy dzień.
I bezimienne twarze.
I żadnych, żadnych marzeń.
I znów, i znowu, i znów.
Znowu ból sobie zadaję.
Chcę uciec, znaleźć się w raju.
Uciec od siebie. Jak po zabawkę
Sięgam po igłę, po strzykawkę.
Uciszam swój płacz i ból .
I znów, i znowu, i znów.
Cienka dzieli mnie ściana
Od piekła. W niebie- szampana
Anieli piją. A potem
Szykują skrzydła do lotu.
Po sen, po dzień, po kres.
Serce strzała przeszywa,
Wyśniona i nieprawdziwa.
Radość przebudzi duszę.
Czy dążyć do niej muszę
Przez ból, przez igłę, przez krew...?
Kolejna porcja rozkoszy...
Mgłą już zachodzą oczy.
I igła wbita w dłoni...
Wizja za wizją goni.
I znów, i znowu, i znów...
(124) * * * (Jestem)
Jestem
najzwyczajniej budzę się
po nocy wyprutej z marzeń
rozmawiam z trawą-
zieloną powłoką ziemi
bezlistne drzewa zimy
na tle różowego nieba
pełnia słońca w
zamglonych oparach jawy
chodzę powoli
delektuję się
podłużnymi kartami betonu
wyszukując kolejnych pęknieć
prześwitów duszy
drewniane mosty snów
płoną czasem ogniem zmęczenia
uderzam dłonią w powietrze
bezbolesna zemsta wymierzona
w stronę życia
wyciągam oczy stawiając je
na wyższym szczeblu drabiny
prowadzącej do nieba
pustka nocy i nieme wołania
zagubionej drogi sensu
czasem za dużo zmian
dopuszczam do obiegu
wyrywam nici słów
i układam w
podniebieniu duszy
Jestem
najzwyczajniej budzę się
miewam czarne myśli
jem pije rozmawiam
głównie z trawą
choć i z jej oddechami
ludźmi
(125) Sklejki z gadu - aborcja
- przyznaj się
że masz plany
dziś wstaniesz o 3
robić mazurki
z bladego świtu
ucieszyłoby cię gdybym też miała schizofrenie
na parterze zawsze można otworzyć okno
wstaje z obrazów
i stoi na słoniach
i żółwiu
więc może być trochę nie tu
- jak się spało?
- śniła mi się aborcja
w charakterze narzeczonej
nie ma to jak kolejna
|
|
|