|
Lipiec 2002
wilczysko
goła
zatańczmy rycerzu
z tobą zawsze pani
niech tylko nie dotykam słów
brakiem twego języka niech nie
zdzieram sukienek nie ogrzewam
stóp na udach skórą świerzbiącą
na bęben w między membran
wibry utuleniu w zaszewkach
żeglowań stań rozwarta źrenicą
na ostrydze bioder nie uchylaj
mnie jeszcze zostaw bruzdy
żeber rozwłócz w nieme pasmo
pożałuj przez chwilę powiek
rozerwanych do lotu spłoszonych
klangorem pustych kości braku
zdziwienia trzepoczą stracił oddech
grajek
ciepłe dłonie masz pani
nie dziękuj rycerzu
Joanna
Wyjaśnienie sytuacji samochodowej
i zagadnienia szczerości
nie patrząc w oczy łatwo przemycić
obok prawdy prostej zaplątane ptaki
nicość lęk o zagubiony dzień
nie patrząc w oczy zdobywamy siebie
jakby umieranie zaczynało się teraz
a my w pośpiechu jeszcze jeden uśmiech
próbujemy przesłać na tamten brzeg
nie patrząc w oczy słucham lustra
drugiego ciebie drugiej mnie
i tak podwójni łapiemy wieczność
za połę uciekającego wiatru
szota
Trzy przechadzki
Trel. Majorowy dzieci śpiew. Uśmiechy.
Lipcowy motyl plącze się czule,
Czupurnieje: to paź. Mnóstwo czasu ma,
Aby do grzechu nakłonić zazulę.
Z gruszy cukrowych lecą ulęgałki.
Ojciec spracowane odmierza kroki.
Z półsennych ganków kosa gwizd głęboki
Woła przechodniów ciągnących zapałki.
Jodły i świt. Mróz dubluje kontury
Parafinowym haftem sopli. Gawrony
Pieją swoją surę. Osamotniony
Położysz krótki cień na dnie marmuru.
Kalisz 2,3 lipca 2002
Kano
elementy
"Największym grzechem człowieka
jest, że się w ogóle narodził"
Calderón
Powoli składam siebie z elementów - Euklidesa
i prawda prostaczka karze mnie.
wierzyć że suma kątów trójkąta zawsze jest 180 stopni
to naturalne jak idealna przestrzeń białej kartki
a w czarnym kościele coś co przypomina Boga
mówi że nie
powoli dojrzewa we mnie rzecz na kształt chaosu
idę szpitalnym korytarzem - na ścianie tabliczka
"zabrania się wnoszenia kwiatów na oddziały psychiatryczne"
dźwięczy w uszach głos tej dziewczyny
której mama przynosiła w wiklinowym koszu mandarynki
- mamo! już nie chcę owoców
czy mogłabym czasem wyjść na korytarz? -
na kartce (idealna przestrzeń) brzmi to groteskowo
w rzeczywistości jest beznadziejne i głuche
świat nie jest euklidesowy więc prawda
zredukowana do absurdu milczy
więc ludzie tyle znaczą dla ludzi
co biała kartka (idealna przestrzeń)
quod erat demonstrandum
DeTe
tropiciele
w końcu wstałam i powoli
przeszłam kilka słów w przód
na wasz obraz i podobieństwo
a jednak to dotyk
okazał się niepodważalny
gdy po trzykroć krzyczałam tak
grzebiąc palcem w piątkowych ranach
i nazwaliście mnie dobrym siewcą
chociaż zaledwie jedno ziarenko
złożyłam w głąb ziemi
odkąd wstałam i przeszłam.
sylwan
wspomnienie
tyle lat milordzie
gdzie się podziewasz łamigłowię
tęsknią za tobą polany i lasy
dopraszają się drogi
pieśni ruina chwastem porasta
już z twej bluzy douglasówy
zwietrzał tytoń i kwiat jabłoni
po trzy hausty na prowincji spożywany
wkoło kompaniji doborowej
w antykwariatach mole ją żrą
szota
Kontrakt
Anielskie skrzydła pocierają się lekko
Tuż nad głową, której niewiele już trzeba.
W chochlach pierwaka proces poszlakowy grucha?
Nie. Ba, żeby kalkulował księgowy nieba mantysę
To (jednak) obciach (banie tłuką w kotły nieba).
Cie, kurwa, Ferdynand chucha mi do ucha
I rzyga, i pierdoli, że policzymy się z Mekką,
Że Fatima na skrzydłach diatonizuje Matisse'a.
Luju pasiaty, ty co mi - morda - w pysk zaglądasz
Perspektywicznym dymem z papierosa i łapówą,
Daj żyć. (Ja, nie tak chciałem (to wszystko
Takie pojebane: krwawica i komplikacja z prezesem
- skurwysynem), no, chyba, że byt dzieciakom (te windykacje,
pertraktacje i Skiroławki za trzy dychy (sen: jestem jankesem,
farma, bydło, skręcają się rogi i wszawa polonia
z zazdrości (jednego serdeńko, po ściance, no), własny dżip,
koniecznie z napędem (to cyk, ta lala) i potem, ten, no szip
do nas, wiesz, tam urocze laski robią, no rewelacje!
(zdegustowane, ćwierćkoherentne deliberacje) i inne panie
w wiekowym beszamelu, bon ton i szybkie koronki zrywanie...
(Motyw ekspiacji, niekonformacji, mimetyczny negliż, mrzonki))
I nawet małżeństwo poznajesz po brzegach banknotów
I histerycznej miłości pod baldachimem na kredyt - dociekanie?)
Ale ja, nie tak chciałem) - morda: To ile dla mnie?
Połowa przy umowie, reszta po przelewie - w pysk zaglądasz.
Ech, te przychody, podchody, odchody w jednowymiarowym
Skurwieniu. Mijasz betonowe słupy jarzeniowego triumfu,
Sto osiemdziesiąt, powiedzmy w proporcjonalno-całkującej
Rzeczywistości (ze sprzężeniem zwrotnym - jesteś przekonany, znowu
Stochastycznie uczuciowy) - wiesz, że niby więcej
Nie chcesz, że chromatycznego nie domagasz się nieba...
Moja Mekko,
Anielskie skrzydła pocierają się lekko
Tuż nad głową, której niewiele już trzeba.
DJ dresiarz
smakolekokalca lipszego zaklca
O! O! O! oniemieli popaprańcy zawodniki
o szu do szu - o szu do sru
wszystkie mokre cipy i kolekukutasutniki
o szu do szu - o szu do ku
co meblarze was zatkali szpuntem grafografografo?
o szu do szu - o szu do we
co to lipszylipszylipszy bedzie kurwa taki lipszy?
o szu do szu - o szu do ta
sprzeda matke ród ograbi żeby sprzedać ruchomości
o szu do szu - o szu do pe
w ogórowy sezon jebie o poezji do miłości
o szu do szu - o szu do łna
jebać punków i deskarzy tylko hiphop się odważy
o szu do szu - o szu do dna
Mówi do wawa wiwa pojebawa je GuWiwa
no to nara bo zapierdara na hiphopa lezie kara
Anna pa,pa
wakacje z Ernestem
leżenie w trawie i udawanie że podgląda się białe
kulki koniczyny i że jest to zajęcie nader absorbujące
w momencie gdy ty siedzisz na schodkach ganku
i udajesz zaczytanego w dzienniku sprzed tygodnia
nagle stało się czynnością letnią ponawianą
kiedyś dotykaliśmy się czule na odległość 299 kilometrów
(żywiczny dotyk wzdłuż ścięgien obu połówek pomarańczy
orzecha włoskiego księżyca zamorskiego stasia i nel
papageny i papagena)
teraz korniki urządzają jadalnię w naszej sypialni
boję się szelestu ich dziobnięć boję się twojego obok snu
sposobu w jaki czołem dotykasz zimnego nieba
za tydzień spakujemy walizki wrócimy do miasta
zajmować nas będzie oglądanie wystaw sklepowych
wstępowanie do galerii wzdłuż alej i nowego światu
jadanie kolacji z ludźmi za których apetyt powinniśmy zapłacić
wszystko będzie tak samo tylko trochę mniej trochę ciaśniej
Heniu
Drzewozwierz
Gdzieś w cichości swego leża
śni drzewozwierz z Kazimierza
o szerokich śni rubieżach
horyzontach i pustkowiu
śni o podpieraniu nieba
i o księżycowym nowiu
Sny na bruk kamienny płyną
tysiąclistną serpentyną
uderzają łepetyną
o żylaki białych ścian
Śni drzewozwierz z Kazimierza
kto liść zerwał - liść przymierza
plecie wieńce splata wstęgi
zieleń łasi się do rąk
wokół noc i świecy krąg.
Zapleciona w drzewozwierza
głowa głucho w stół uderza
opadają ciężko dłonie
stół w zielonych wstęgach tonie
razem śnimy o rubieżach
horyzontach i pustkowiu
o podpartych przez nas niebach
i o księżycowym nowiu
elka-one
mów do mnie jeszcze
Mów do mnie jeszcze... ludzie nas nie słyszą
Słowa twe dziwnie poją i kołyszą,
Jak kwiatem, każdem twem słowem się pieszczę -
Mów do mnie jeszcze...
Kazimierz Przerwa-Tetmajer
***
Milczysz tak bezsensownie. W zbyt długim milczeniu
zmieścić się może wszystko; każda myśl uparta
lub brak myśli. Powoli zapełnia się karta
dotąd biała i pusta. Lubię puste karty
i lubię na nich pisać, malować obrazy,
te, którym się przyglądać mogę wiele razy
wtedy, gdy jestem sama. Ale gdy przedstawień
tych chcesz być bohaterem, dostarcz materiału,
farb bogatej palety, miłosnego szału
w wierszach uwiecznionego. Przecież dla kobiety
słowo tworzy mężczyznę. Bo kiedy - niestety -
poprzestaniesz na czynach, choćby bohatera
były godne, twe słowa się będą zacierać,
pokryją się patyną, choćby odkurzane -
z braku nowych przyblakną, utracą kolory
wreszcie, kiedy coś powiesz - jakby groch o ścianę.
Więc mów, dopóki pora, zapisz nowe karty,
które na zawsze w sercu kobieta uchowa,
zamiast tkwić bezsensownie w milczeniu upartym,
pamiętaj: ona pragnie słowa, słowa, słowa!
|
|
|