|
Sierpień 2002
Jan Kalina
*** (dzień dobry)
dzień dobry mario biała myszko
chyba widzieliśmy się wczoraj
kiedy w lokalu dno kieliszka
lśniło jak księżyc nad ogrodem
przyzywał ciebie polny dzwonek
i ja wołałem bardzo cicho
z mojego szkiełka w którym ponoć
topię aniołów nieszczęśliwych
Wojciech Kotliński
a więc jednak...
"..."
a więc jednak, przyszedłeś tu i teraz
już możesz spojrzeć prosto w oczy, spytać
czy to prawda (jak mówili) mamy tylko
język? tylko język? ależ
nie nie, mamy przede wszystkim
okna i przez te okna (chcesz czy nie)
powinniśmy wyglądać jakoś tak na
ludzi
Krystyna
(...) erem cichoskrzydły
Nie pójdę na słomianym postronku
w lnianej sukni plecionej pokorą
z łuskanym warkoczem na karku
Nie pójdę w sianokose obietnice
ani kuszące maliny
plamiące uda i zamysł jutra
Nie pójdę za przy na przed obok
choćbyś łzy wcierał w zakole łydek
albo rwał zapewnienia koszami
dla mnie skał piaski szczelinne
ogarki niedosięgłych gwiazd
puste klepisko bez śladu gwaru
i erem cichoskrzydly
ELMO
s z n u r k i
kiedy człowiek czuje się jak kukiełka
to właściwie nie wiadomo jak
jak nie wiadomo
rozpaczliwie nie wiadomo
nieludzko nie wiadomo
piętrowo nie wiadomo
wtedy wszystkie okna powyżej mgły
mogą być jak płaskie azjatyckie łodzie
sunące w wiśniowych rajach
albo
wyładowane po burty karabinami
mogą płynąć w lament wypasionych cmentarzy
wbiec na dach smołowy słomiany albo i dachówkowy
stanąć przy krawędzi to nie uciec od siebie
a wypruć wszystkie sznurki z dłoni i stóp
a stanąć o siłach choć przezroczystych
a widzieć nienazwanie
powiedzieć niewypowiedzianie
że we mnie brzeg
i cała pochopność przybliżania
gdyby ktoś kiedyś mierzył we mnie po serbsku
albo wypalał po wietnamsku
lub bombardował po iracku
wyrywał paznokcie po niemiecku
a ja spiralnie słabłbym
osuwałbym się w przedwieczność
i w końcu rozpadłbym się w szelest w jego uchu
to mógłbym się w własnej piersi zapaść
aż po jasną niepamięć
wojtekf (Lew Nikalajewicz Dołgorukow)
xxx
Dla Przyjciela - Artura J.
Kiedyś byłem w Londynie, w czasie Wimbledonu,
właściwie zbierałem truskawki na podlondyńskich farmach,
w pół zgięty - rodzaj bizatyjskiej czołobitności przy
truskozbiorach wskazany. I był tam też poeta z Litwy
co codziennie pisał Ody - był młody więc śpiewał ody,
gdyby był stary to by nie męczył wary, ale on śpiewał
w pełnym zgięciu koło mnie w sąsiednim rządku,
a tekst brzmiał tak:
"Młodosci ty nad truskawy wylatuj, a okiem ...."
mówię mu sugestią delikatną:
- Adaś, jakoś to nie romantycznie brzmi z tymi truskawami
lepiej napisz: "Młodości ty nad czarne jagody wylatuj ...."
a on nie, uparł się:
- "Młodosci Ty nad truskawy wylatuj, a okiem ...."
Lecz po silnych mych protestach zgodził się złagodzić
na wersję poziomkową (znaną notabene dzisiaj)
- Młodości, Ty nad poziomy wylatuj.
DeTe
ikona
ta reprodukcja nad łóżkiem z tandetną aktorką
która nie zamyka oczu nawet kiedy śnisz
przekrzywia się
zawsze gdy księżyc wylizuje gwiazdy
spomiędzy brudnych naczyń
nad ranem kleją się jej powieki i usta
a ty i tak -- klęczysz
nadmuchując słowa jak baloniki
zamiast boso pobiec po nową tajemnicę
wpisaną w kożuszek podniebnego mleka
Anna pa,pa
Ruchome święto
Najpiękniejsze jest oczekiwanie, kiedy
wśród kilometrów słonecznych kalendarzy
zakreślamy czas;
rozjaśniam się wtedy.
Biegnę do ciebie w ekspresowych przedziałach,
(a na mijanych stacjach zawsze tyle słońca
i kwiaty w oczach, i na zegarach)
aż w końcu, w Krakowie skóra się napina
jak na brzoskwiniach albo winogronach
- do rozgryzienia, do powąchania;
jaśnieję wtedy, jakbym wyrosła
z lipcowych sadów, spod palców semaforów,
a perony wyznaczały początek światłobrania.
Magdalena
sierpień, noc
tuż za drzwiami domu
nagrzany zamsz powietrza
wkładam na siebie jak płaszcz
Maciek Pasternacki
* * *
zacisnąć pięść
aż paznokcie wbiją się w spód dłoni
jeszcze trochę głębiej
a potem
ukrzyżowany twarzą do nieba
plecami do ciepłego asfaltu
ignorować pytania prośby
groźby
nie nie mam już dosyć
nie idę spać jeszcze nie
spać później jak wróci
tak wtedy spać najdłużej
teraz nie teraz jeszcze jestem
i niebem nad własną głową
(16 VIII 2002)
Asasello
gorzka wódka
za parkietem kącik ludowy
z prawdziwym bimbrem
ogórkami i smalcem
ci starzy mężczyźni
tak smutni
kiedy tańczą
zrezygnowani i ufni
dziecięco szczerzy
i stare kobiety
z plasteliny
starają przypomnieć sobie
swoje kształty
piękne są stare kobiety
piękni są starzy mężczyźni
na razie młoda zasłania mu oczy
młody rzuca muszką za siebie
polski łącznik
moja trauma
---
/palia czyli wiatyk na 60 łóżek/
Już za chwilę dwoje ludzi połączy przestrzeń języka. Ławy drewniane,
kapliczne, wzdłuż ścian przykucnięte. Lamperia i drzwi malowane olejną,
ciemny orzech. Strefy zakazane - są dla starych matek.
Nie młodym trzcinom z falą bruzd na czole. Nie córkom i nie synom
tulącym dłonie. Pokutne, w sali z chleba ciepłego. Słodycz skórki brązowej,
nie trumny i nie kaplicy, wybierze z ust to ciało święte by skrycie na
klęczkach je połknąć. W cudzym imieniu usta zamkną się i strefy nieobecne
obwieszczą nowe pieczęcie na brzegach pościeli. "Pralnia nr _".
---
[Zmienił życie, niepozorny chłopak. Chuligan - w okolicy. Setny, tysięczny
jego wybryk zakończył się na platformie siegającej słupów. Nie miałem
drobnych by się złożyć na protezy rąk (razem z ramionami, z plastiku). Teraz
wstyd - jakbym skąpił. Musicie uwierzyć. Brak bilonu w kieszeniach zabolał
mnie, aż do dzisiaj. Dziś. Nie wiem jak miał na imię: "Chłopak" ?]
Łukasz Nawrocki
Głodny Piękna
Niczym spragniony bluszcz
Szukający ukojenia,
Oplatam twe ciało wzrokiem
Szukając doskonałości.
Twoja fizyczna dokładność
Z idealną formą
Budzi we mnie łowcę.
Rzucasz mi spojrzenie
Dając sygnał gotowości.
Ja wiem -
Dałabyś dobre potomstwo.
przyjaciel
przystanek
Wielka Bufetowa
jak dobra matka
przytula do ciepłego cyca
wzlatuje ponad sufity
by opaść nań okrakiem
nęcąc
teraz pójdzie dalej
Człowiek
W Za Dużych Butach
Anna pa,pa
ważny jest
rozkład jazdy czytany w skupieniu jak sposób dawkowania
i pociągi
poruszające się jak w książkach do matematyki
"ze zmienną prędkością na odcinku AB"
ze zmienną przynależnością
przemieszczam się od punkt A do punktu B
aby oddawać się aby dodawać się
i tylko w przedziałach podróży, na trasach przestrajania
pomiędzy stukotem
nie jestem ani jego ani jego
|
|
|